Arianne wyszła na korytarz. Krótka
rozmowa z nauczycielką odrobinę się przedłużyła. Zanim pani Howe
odnalazła karteczkę z adresem korepetytora dla Stroud, minęło parę
minut. Brunetka wcisnęła mocniej papier do kieszeni
spodni i rozejrzała się po korytarzu. Nie chciała sobie zaprzątać głowy
tym, że dzisiaj będzie musiała udać się pod adres, zamieszczony na
małym skrawku papieru.
Ludzie przechodzili obok niej, patrząc na nią jak na zwierze w zoo. Przyzwyczaiła się do nieprzychylnych uwag wypowiadanych specjalnie na głos. Nawet dziwne spojrzenia nie raziły ją już tak mocno jak rano. Po prostu patrzyła na innych najnieprzyjemniejszym ze swoich spojrzeń. Teraz, jednak nie miała czasu na zwracanie uwagi na takie błahostki. Przeczesała wzrokiem już dwa razy ławkę przed klasą. Nie siedział na niej, ciemnooki blondyn w wieku sześciu lat. To bardzo zaniepokoiło nastolatkę. Zacisnęła wargi w wąską linię, szukając w tłumie małej postaci. Jej serce biło tak głośno, iż myślała, że każdy na korytarzu słyszy jego mocne uderzenia. Gorączkowo przeciskała się przez tłum. Przeczucie mówiło jej, że Alvin gdzieś tutaj jest. Gdzieś w tym ogromnym tłumie. Przed oczami mignął jej niebieski szalik oraz jasna czupryna. Kilka sekund później obraz przesłoniły jej szerokie plecy chłopaka w koszulce do wychowania fizycznego. Brunetka bez skrupułów przepychała się łokciami między ludźmi. Chciała tylko dotrzeć do Alvina. Nie ułatwiał jej sprawy tłum, który wciąż zasłaniał jej postać brata.
- Co Ty robisz? - słyszała co chwila, ale jakoś na to nie zważała.
- Alvin. - złapała w końcu chłopca za ramię. Ciemne tęczówki spojrzały na nią z dołu. - Mówiłam ci, żebyś zaczekał. Dobrze wiesz…
Nagle urwała, ujrzawszy stojącą obok blondyna dziewczynę. Czarne proste włosy, spódniczka podciągnięta o parę centymetrów za wysoko, sweter przewiązany na ramionach, zwycięski uśmiech i te oczy. To mogła być tylko jedna osoba. Abbey. Zaśmiała się w swój paskudny sposób. Arianne zebrało się na wymioty. Chciała splunąć na czarne buty dziewczyny. Chciała, by teraz czarnowłosa poczuła się jak śmieć. Osoby mijające dwie dziewczyny na korytarzu co chwila przystawały mając nadzieję, że Abbey znowu urządzi jakieś przedstawienie ze Stroud w roli głównej. Wiedzieli też, że Arianne już nie jest tą samą słabą dziewczyną. Chociaż pewna część szkoły, dużo by dała aby zabawić się kosztem panny Stroud, tak jak to było kiedyś. Wiedzieli, iż Candice nie ”uratuje” już swojej przyjaciółki. Może byłaby o jedyna szansa, na umilenie tego deszczowego dnia?
- Proszę, proszę, proszę Stroud. Przybyłaś w nasze skromne progi. Witamy z powrotem! - Abbey mówiła swoim słodkim głosem, przechadzając się w tę i z powrotem przed Arianne i jej bratem. Brunetka zmrużyła oczy. Nie chciała by Alvin dowiedział się czegokolwiek. Nie zrozumiałby. Nie wiedział, co działo się z jego siostrą. Dlaczego co kilka dni wyjeżdżała z mamą, po południu na parę godzin. Dlaczego nie chodziła do szkoły już pod koniec roku szkolnego. Dlaczego płakała w poduszkę, zaraz po przyjściu ze szkoły.
- Zamknij się. - warknęła Arianne. Abbey przystanęła i rozchyliła wargi w udawanym zdziwieniu.
- Nauczyli Cię tego w psychiatryku? Wcześniej się tak nie wyrażałaś? - szepnęła. Nastolatka wzdrygnęła się na dźwięk głosu czarnowłosej.
- Arianne? - Alvin przestąpił z nogi na nogę. Myślał, że Abbey jest miła. Teraz zauważył, iż relacje siostry z jego nowo poznaną koleżanką, nie są zbyt dobre.
- Serio?
- Tak. - westchnęła w słuchawkę Arianne. Już od dobrych trzydziestu minut siedziała na swojej miękkiej kanapie i wsłuchiwała się w głos przyjaciółki. Candice jak zwykle miała wiele rzeczy do powiedzenia. Mówiła o wszystkim, o pogodzie, o ludziach, o nowym mieście, o nowym trawniku, kwiatach i kocie, który źle zniósł podróż samolotem. Stroud odwdzięczyła się mniej przyjemną historią pierwszego spotkania z Abbey.
- Przecież ona mogła go gdzieś uprowadzić!
- Abbey dobrze wiedziała, że ich złapię. - brunetka wywróciła oczami. - Chciała znowu kolejnego ”przedstawienia”. Tyle, że przy Alvinie.
- Arianne? Wszystko okey?
- Tak.
Nie. Nie poradzę sobie bez Ciebie.
- Muszę kończyć. Pamiętaj, że zawsze możesz zadzwonić.
- Tak, wiem.
- Nie możesz się poddać. Jasne? - głos Candice był tak przekonywujący, że przez chwilę Arianne wydawało się, iż przyjaciółka stoi obok niej i głaszcze ją po plecach. Przynajmniej gdyby była w tym samym pokoju, na pewno by to zrobiła.
- Tak. Pa.
Telefon komórkowy wylądował gdzieś między poduszkami. Dziewczyna zmęczona całym tym dziwnym zajściem, przykryła się kocem. Chciała się ukryć choćby i pod cienkim materiałem. Natłok myśli i emocji zburzył cały jej spokój. Chciała płakać, wrzeszczeć i kopać. Niszczyć wszystko to, co wpadnie jej w ręce.
Obawiała się, że Abbey prędzej czy później będzie chciała na własny sposób przekonać się jaką metamorfozę przeszła Stroud. Jak teraz poradzi sobie bez Candice i jakie są teraz granice wytrzymałości Arianne.
Gdyby tylko każdy nie chciał jej wystawiać na ciągłe próby? Czy każdy na tej ziemi musi oceniać innych po pozorach? Ciągle karać za błędy, jakie popełniło się wcześniej?
Arianne kompletnie nie rozumiała tego świata. Co najgorsze, miała coraz większe wrażenie, że jest jedyną inną osobą na nim. Każdy człowiek na tej planecie myśli kompletnie innym torem niż ona, a jej życie to jakiś koszmar z którego kiedyś się obudzi. Kiedyś …
Ludzie przechodzili obok niej, patrząc na nią jak na zwierze w zoo. Przyzwyczaiła się do nieprzychylnych uwag wypowiadanych specjalnie na głos. Nawet dziwne spojrzenia nie raziły ją już tak mocno jak rano. Po prostu patrzyła na innych najnieprzyjemniejszym ze swoich spojrzeń. Teraz, jednak nie miała czasu na zwracanie uwagi na takie błahostki. Przeczesała wzrokiem już dwa razy ławkę przed klasą. Nie siedział na niej, ciemnooki blondyn w wieku sześciu lat. To bardzo zaniepokoiło nastolatkę. Zacisnęła wargi w wąską linię, szukając w tłumie małej postaci. Jej serce biło tak głośno, iż myślała, że każdy na korytarzu słyszy jego mocne uderzenia. Gorączkowo przeciskała się przez tłum. Przeczucie mówiło jej, że Alvin gdzieś tutaj jest. Gdzieś w tym ogromnym tłumie. Przed oczami mignął jej niebieski szalik oraz jasna czupryna. Kilka sekund później obraz przesłoniły jej szerokie plecy chłopaka w koszulce do wychowania fizycznego. Brunetka bez skrupułów przepychała się łokciami między ludźmi. Chciała tylko dotrzeć do Alvina. Nie ułatwiał jej sprawy tłum, który wciąż zasłaniał jej postać brata.
- Co Ty robisz? - słyszała co chwila, ale jakoś na to nie zważała.
- Alvin. - złapała w końcu chłopca za ramię. Ciemne tęczówki spojrzały na nią z dołu. - Mówiłam ci, żebyś zaczekał. Dobrze wiesz…
Nagle urwała, ujrzawszy stojącą obok blondyna dziewczynę. Czarne proste włosy, spódniczka podciągnięta o parę centymetrów za wysoko, sweter przewiązany na ramionach, zwycięski uśmiech i te oczy. To mogła być tylko jedna osoba. Abbey. Zaśmiała się w swój paskudny sposób. Arianne zebrało się na wymioty. Chciała splunąć na czarne buty dziewczyny. Chciała, by teraz czarnowłosa poczuła się jak śmieć. Osoby mijające dwie dziewczyny na korytarzu co chwila przystawały mając nadzieję, że Abbey znowu urządzi jakieś przedstawienie ze Stroud w roli głównej. Wiedzieli też, że Arianne już nie jest tą samą słabą dziewczyną. Chociaż pewna część szkoły, dużo by dała aby zabawić się kosztem panny Stroud, tak jak to było kiedyś. Wiedzieli, iż Candice nie ”uratuje” już swojej przyjaciółki. Może byłaby o jedyna szansa, na umilenie tego deszczowego dnia?
- Proszę, proszę, proszę Stroud. Przybyłaś w nasze skromne progi. Witamy z powrotem! - Abbey mówiła swoim słodkim głosem, przechadzając się w tę i z powrotem przed Arianne i jej bratem. Brunetka zmrużyła oczy. Nie chciała by Alvin dowiedział się czegokolwiek. Nie zrozumiałby. Nie wiedział, co działo się z jego siostrą. Dlaczego co kilka dni wyjeżdżała z mamą, po południu na parę godzin. Dlaczego nie chodziła do szkoły już pod koniec roku szkolnego. Dlaczego płakała w poduszkę, zaraz po przyjściu ze szkoły.
- Zamknij się. - warknęła Arianne. Abbey przystanęła i rozchyliła wargi w udawanym zdziwieniu.
- Nauczyli Cię tego w psychiatryku? Wcześniej się tak nie wyrażałaś? - szepnęła. Nastolatka wzdrygnęła się na dźwięk głosu czarnowłosej.
- Arianne? - Alvin przestąpił z nogi na nogę. Myślał, że Abbey jest miła. Teraz zauważył, iż relacje siostry z jego nowo poznaną koleżanką, nie są zbyt dobre.
- Serio?
- Tak. - westchnęła w słuchawkę Arianne. Już od dobrych trzydziestu minut siedziała na swojej miękkiej kanapie i wsłuchiwała się w głos przyjaciółki. Candice jak zwykle miała wiele rzeczy do powiedzenia. Mówiła o wszystkim, o pogodzie, o ludziach, o nowym mieście, o nowym trawniku, kwiatach i kocie, który źle zniósł podróż samolotem. Stroud odwdzięczyła się mniej przyjemną historią pierwszego spotkania z Abbey.
- Przecież ona mogła go gdzieś uprowadzić!
- Abbey dobrze wiedziała, że ich złapię. - brunetka wywróciła oczami. - Chciała znowu kolejnego ”przedstawienia”. Tyle, że przy Alvinie.
- Arianne? Wszystko okey?
- Tak.
Nie. Nie poradzę sobie bez Ciebie.
- Muszę kończyć. Pamiętaj, że zawsze możesz zadzwonić.
- Tak, wiem.
- Nie możesz się poddać. Jasne? - głos Candice był tak przekonywujący, że przez chwilę Arianne wydawało się, iż przyjaciółka stoi obok niej i głaszcze ją po plecach. Przynajmniej gdyby była w tym samym pokoju, na pewno by to zrobiła.
- Tak. Pa.
Telefon komórkowy wylądował gdzieś między poduszkami. Dziewczyna zmęczona całym tym dziwnym zajściem, przykryła się kocem. Chciała się ukryć choćby i pod cienkim materiałem. Natłok myśli i emocji zburzył cały jej spokój. Chciała płakać, wrzeszczeć i kopać. Niszczyć wszystko to, co wpadnie jej w ręce.
Obawiała się, że Abbey prędzej czy później będzie chciała na własny sposób przekonać się jaką metamorfozę przeszła Stroud. Jak teraz poradzi sobie bez Candice i jakie są teraz granice wytrzymałości Arianne.
Gdyby tylko każdy nie chciał jej wystawiać na ciągłe próby? Czy każdy na tej ziemi musi oceniać innych po pozorach? Ciągle karać za błędy, jakie popełniło się wcześniej?
Arianne kompletnie nie rozumiała tego świata. Co najgorsze, miała coraz większe wrażenie, że jest jedyną inną osobą na nim. Każdy człowiek na tej planecie myśli kompletnie innym torem niż ona, a jej życie to jakiś koszmar z którego kiedyś się obudzi. Kiedyś …
Nie wiedziała kiedy zasnęła. Sen przyszedł bardzo cicho, czając się powoli wkradając w jej umysł. Niezauważony. Dał ukojenie, odcięcie się od rzeczywistości. Na jedyne trzydzieści minut.
Trzydzieści minut na przełknięcie goryczy tego świata i ludzi, jakich spotyka na co dzień.
- Rianne ?
Przed oczami dziewczyny ukazała się pocieszna buzia Alvina. Patrzył na nią tymi swoimi dużymi, ciemnymi tęczówkami.
- Tak? - Arianne przymrużyła oczy, nie wiedząc co się dzieje.
- Nie powinnaś teraz spać.
Dziewczyna przetarła dłońmi twarz.
- A to dlaczego?
- Wspominałaś coś o korkach, a jeszcze musisz zjeść obiad. Tak przy okazji wisisz mi za pobudkę pięć funtów.
- Mama już jest?
Szatynka zignorowała ostatnie zdanie wypowiedziane przez brata. Nie miała teraz czasu na kłótnie z nim o pieniądze. Musiała poinformować mamę o wybryku Abbey. Nie lubiła skarżyć, ale Stephanie poinformowała już wcześniej Arianne, że chce wiedzieć o każdej rzeczy, która ma związek z Abbey. W tamtym roku szkolnym zaniedbała swoje relacje córką i nie wyszło to na dobre całej rodzinie. Teraz miało być inaczej.
- Tak. - odpowiedział smutno malec. - Powiesz jej prawda? O tej dziewczynie?
Szatynka pokiwała twierdząco głową.
- Muszę.
- Wiesz… Nie wiedziałem, że taka jest… Wydawała się miła.
- Nic się nie stało, Alvin. Na przyszłość nie oceniaj ludzi po pozorach, okey?
Alvin pociągnął nosem. Mimo, iż czasami zachowywał się bardzo odpowiedzialnie jak na swój wiek. Był tylko dzieckiem. Arianne przysunęła się do brata i objęła go. To nie była jego wina.
- Już dobrze.
Pogłaskała go po jasnej czuprynie.
- Wiesz co? Jesteś dobrą siostrą. Chyba daruje Ci te pięć funtów. - malec uśmiechnął się poprzez łzy.
Chmury przesłaniające niebo rozwiał wiatr. Na niekończącej się bladoniebieskiej przestrzeni ukazało się słońce. Pieściło ciemne włosy Arianne. Wlewało się strumieniami na jej delikatną cerę. Dziewczyna oddychała całą piersią, chcąc wyłapać każdy atom ostatniego, letniego powietrza. Wbrew pozorom lato nadal trwało. Temperatura nie spadała poniżej piętnastu stopni, nawet kiedy padał deszcz. Teraz robiło się coraz pogodniej. Ciepła bluza narzucona na ciało Arianne, zaczęła jej niesamowicie przeszkadzać. W końcu dziewczyna poddała się i ściągnęła ją z siebie. Słońce teraz miało dostęp do jej nagich rąk.
Ulice Londynu jak zawsze były pełne ludzi i turystów. Przez chodniki przemieszczało się tysiące ludzi różnego pochodzenia, z różnych krajów, z różnych rodzin i o różnych historiach. Dziewczyna szła pewnie pośród nich. Celem było bezpieczne osiedle domków jednorodzinnych. Była tam już kiedyś u jakiejś znajomej jej matki. Z tego co pamiętała okolica była przyjemna. Każdy z domów miał wielki ogród, a w nim posadzone drzewa i wiele kwiatów. Niektóre domy zostały ogrodzone wysokimi płotami, przez które nie można było zobaczyć co dzieje się na posesji. Przypomniało jej się, jak jej matka patrzyła na wielkie skupiska kwiatów. Przypominała wtedy dziecko, które widzi swoją wymarzoną zabawkę.
Z kieszeni spodni Arianne wydobyła malutką karteczkę.
- Dwadzieścia pięć. - przeczytała cicho, po czym zaczęła rozglądać się po tabliczkach, umieszczonych na płotach czy na ścianach domów. - Dwadzieścia. Dwadzieścia jeden…
- Szukasz dwudziestki piątki? Nie ma tam tabliczki z numerem. - dobiegł ją przyjemny głos, który z pewnością należał do chłopaka. Podążając za nim, Arianne odwróciła się zdziwiona.
W blasku popołudniowego słońca twarz chłopaka wyglądała na świeżą i zdrową. Oczy mieniły się zielono-niebieskim odcieniem. Bliżej nieokreślony kolor tęczówek zaciekawiał i nęcił, zmuszał do dalszego patrzenia w nie. Na czoło chłopaka spadały ciemne loczki. Dodawały mu one masę uroku. Przyglądał się Arianne i z każdą chwilą jego twarz wyrażała co innego. Uśmiech zadowolenia zmienił się w coś podobnego do niedowierzania. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał, jeszcze raz lustrując wzrokiem stojącą przed nim dziewczynę.
No tak. - pomyślała brunetka. - Tak to ja Arianne Stroud. Trudno mnie nie znać, jeśli chodzisz do tej samej szkoły co ja.
- Tak. - odpowiedziała w końcu, na pytanie chłopaka. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Arianne nie wiedziała czy jest on szczery, czy tylko ma zatuszować zmieszanie właściciela burzy loków na głowie. Chłopak podszedł bliżej brunetki. Dziewczyna cofnęła się o krok, nie wiedząc jak ma oceniać dziwne zachowanie nastolatka.
- Jestem Harry Styles i chyba będę twoim korepetytorem.
- Rianne ?
Przed oczami dziewczyny ukazała się pocieszna buzia Alvina. Patrzył na nią tymi swoimi dużymi, ciemnymi tęczówkami.
- Tak? - Arianne przymrużyła oczy, nie wiedząc co się dzieje.
- Nie powinnaś teraz spać.
Dziewczyna przetarła dłońmi twarz.
- A to dlaczego?
- Wspominałaś coś o korkach, a jeszcze musisz zjeść obiad. Tak przy okazji wisisz mi za pobudkę pięć funtów.
- Mama już jest?
Szatynka zignorowała ostatnie zdanie wypowiedziane przez brata. Nie miała teraz czasu na kłótnie z nim o pieniądze. Musiała poinformować mamę o wybryku Abbey. Nie lubiła skarżyć, ale Stephanie poinformowała już wcześniej Arianne, że chce wiedzieć o każdej rzeczy, która ma związek z Abbey. W tamtym roku szkolnym zaniedbała swoje relacje córką i nie wyszło to na dobre całej rodzinie. Teraz miało być inaczej.
- Tak. - odpowiedział smutno malec. - Powiesz jej prawda? O tej dziewczynie?
Szatynka pokiwała twierdząco głową.
- Muszę.
- Wiesz… Nie wiedziałem, że taka jest… Wydawała się miła.
- Nic się nie stało, Alvin. Na przyszłość nie oceniaj ludzi po pozorach, okey?
Alvin pociągnął nosem. Mimo, iż czasami zachowywał się bardzo odpowiedzialnie jak na swój wiek. Był tylko dzieckiem. Arianne przysunęła się do brata i objęła go. To nie była jego wina.
- Już dobrze.
Pogłaskała go po jasnej czuprynie.
- Wiesz co? Jesteś dobrą siostrą. Chyba daruje Ci te pięć funtów. - malec uśmiechnął się poprzez łzy.
Chmury przesłaniające niebo rozwiał wiatr. Na niekończącej się bladoniebieskiej przestrzeni ukazało się słońce. Pieściło ciemne włosy Arianne. Wlewało się strumieniami na jej delikatną cerę. Dziewczyna oddychała całą piersią, chcąc wyłapać każdy atom ostatniego, letniego powietrza. Wbrew pozorom lato nadal trwało. Temperatura nie spadała poniżej piętnastu stopni, nawet kiedy padał deszcz. Teraz robiło się coraz pogodniej. Ciepła bluza narzucona na ciało Arianne, zaczęła jej niesamowicie przeszkadzać. W końcu dziewczyna poddała się i ściągnęła ją z siebie. Słońce teraz miało dostęp do jej nagich rąk.
Ulice Londynu jak zawsze były pełne ludzi i turystów. Przez chodniki przemieszczało się tysiące ludzi różnego pochodzenia, z różnych krajów, z różnych rodzin i o różnych historiach. Dziewczyna szła pewnie pośród nich. Celem było bezpieczne osiedle domków jednorodzinnych. Była tam już kiedyś u jakiejś znajomej jej matki. Z tego co pamiętała okolica była przyjemna. Każdy z domów miał wielki ogród, a w nim posadzone drzewa i wiele kwiatów. Niektóre domy zostały ogrodzone wysokimi płotami, przez które nie można było zobaczyć co dzieje się na posesji. Przypomniało jej się, jak jej matka patrzyła na wielkie skupiska kwiatów. Przypominała wtedy dziecko, które widzi swoją wymarzoną zabawkę.
Z kieszeni spodni Arianne wydobyła malutką karteczkę.
- Dwadzieścia pięć. - przeczytała cicho, po czym zaczęła rozglądać się po tabliczkach, umieszczonych na płotach czy na ścianach domów. - Dwadzieścia. Dwadzieścia jeden…
- Szukasz dwudziestki piątki? Nie ma tam tabliczki z numerem. - dobiegł ją przyjemny głos, który z pewnością należał do chłopaka. Podążając za nim, Arianne odwróciła się zdziwiona.
W blasku popołudniowego słońca twarz chłopaka wyglądała na świeżą i zdrową. Oczy mieniły się zielono-niebieskim odcieniem. Bliżej nieokreślony kolor tęczówek zaciekawiał i nęcił, zmuszał do dalszego patrzenia w nie. Na czoło chłopaka spadały ciemne loczki. Dodawały mu one masę uroku. Przyglądał się Arianne i z każdą chwilą jego twarz wyrażała co innego. Uśmiech zadowolenia zmienił się w coś podobnego do niedowierzania. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał, jeszcze raz lustrując wzrokiem stojącą przed nim dziewczynę.
No tak. - pomyślała brunetka. - Tak to ja Arianne Stroud. Trudno mnie nie znać, jeśli chodzisz do tej samej szkoły co ja.
- Tak. - odpowiedziała w końcu, na pytanie chłopaka. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Arianne nie wiedziała czy jest on szczery, czy tylko ma zatuszować zmieszanie właściciela burzy loków na głowie. Chłopak podszedł bliżej brunetki. Dziewczyna cofnęła się o krok, nie wiedząc jak ma oceniać dziwne zachowanie nastolatka.
- Jestem Harry Styles i chyba będę twoim korepetytorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz