Rozdział drugi

Wczesny poranek.
W domu kompletna cisza i ciemność.
Arianne oddychała miarowo, zakopana w miękkiej pościeli.
Nie wiedziała jeszcze, że za parę minut rozbudzi ją dźwięk radia włączonego przez Stephanie. Nie wiedziała jeszcze, że będzie to jej pierwszy dzień w szkole. Ten dzień, którego tak bardzo się bała, chociaż nikomu o tym nie mówiła.
Nie wiedziała jeszcze, że za oknem zbierały się na nowo deszczowe chmury.
Nagle w całym domu dało się słyszeć ciepły głos mężczyzny, zapowiadający pogodę na dziś. Ciemnowłosa uchyliła zaspane powieki, a następnie podciągnęła się na rękach do pozycji siedzącej. Nieobecnym wzrokiem ogarniała swój pokój. Jeszcze dwa miesiące temu wyglądał jak pomieszczenie, które w programie telewizyjnym o odnawianiu domów  nazwano by ”przed”. W ogóle nie przypominał pokoju nastolatki, właściwie nie przypominał żadnego pokoju. Ot, zwykłe pomieszczenie, gdzie można postawić pudła, ze starymi rzeczami w środku. Arianne pewnego letniego poranka, postanowiła coś z tym zrobić. Pomalowane ściany na jeden blady kolor, przypominały jej o przeszłości. Kiedy sama jej dusza była blada i bez wyrazu. Chciała jak najszybciej wszystko zmienić. Razem ze Stephanie, pojechały do sklepu budowlanego, kupiły potrzebne rzeczy do małego remontu i zabrały się do pracy. Ściany zostały pomalowane na kolor czarny i jasnoniebieski. Dwa kolory przeplatały się między sobą. Niebieski na czarnym, czarny na niebieskim. Na jednej ze ścian, Arianne nakleiła zdjęcia. Mimo iż dziewczyna wykorzystała bardzo wiele papierowych pamiątek, to spora część ściany nadal pozostała pusta.
Przyzwyczajony do ciemności wzrok Arianne spoczął na tablicy korkowej. Na kartkach w kratkę wyrwanych zeszytu, dziewczyna zapisała swoje ulubione cytaty. Miały one dać jej siłę, kiedykolwiek je przeczyta.  Obok poziomo poprzypinanych kartek, wisiał plan zajęć. Patrząc właśnie na niego, Arianne uświadomiła sobie, że musi jak najszybciej wstać. Zrzuciła kołdrę na ziemię i sama wyskoczyła z łóżka. Biegiem dotarła do drzwi, oczywiście po drodze potykając się o swoje puchate kapcie. Otworzywszy drzwi, wybiegła na korytarz w stronę łazienki. Klap ! Przed nosem brunetki zatrzasnęły się białe drzwi.
- Alvin! – dziewczyna z całej siły uderzyła pięścią w drzwi łazienki, zza których dało się słyszeć tylko głośny śmiech sześciolatka.


- Dzisiaj nie mam ochoty nic. Chcę tylko leżeć w moim łóżku… * -sześciolatek rozdziawił usta, śpiewając piosenkę lecącą w radiu. Był dzisiaj w wyśmienitym nastroju. Już od samego rana, miał idealną okazję do rozzłoszczenia swojej starszej siostry. Nie byłby sobą, gdyby ją zmarnował. Zajął łazienkę na tyle długo, by Arianne doprowadzona do szewskiej pasji, mogła sobie spokojnie powrzeszczeć przy drzwiach. Szczerze kochał brunetkę, ale był w końcu młodszym bratem, musiał ”umilić” jej trochę poranek jak na brata przystało. Teraz skakał  na przednim siedzeniu pasażera, śpiewając każdą piosenkę lecącą w radiu.
Arianne podziwiała znane jej ulice Londynu, siedząc na tylnym siedzeniu samochodu. Na jezdni pojawiało się coraz więcej pojazdów. Chodnikami podążali pojedynczy ludzie. Całe miasto pogrążone było w melancholijnym poranku. W ruchach ludzi, nie kryła się ani krzta energii. W dodatku dzień zapowiadał się deszczowo.
Beznadzieja.
Arianne przytknęła głowę do szyby i przymknęła oczy. Starała się nie myśleć, że za parę chwil będzie w szkole. Już niedługo będzie musiała oddać się w wir nauki.
 Przedostatnia klasa. Dziewczyna wiedziała, że bez pracy niczego nie osiągnie. W tym roku szkolnym musi się postarać o jak najlepsze wyniki.
Jednak to nie nauka zajęła najwyższe miejsce w jej rankingu zmartwień szkolnych. Na samym początku listy, pod numerem jeden kryło się imię.
Abbey.

- Obiecaj, że po lekcjach przyjdziesz do budynku mojej szkoły i poczekasz przed salą z numerem dwadzieścia trzy.
- Nie jestem dzieckiem. - zaśmiał się mały blondynek. Arianne spojrzała na jego wielkie, ciemne oczy, które tak przypominały odcień tęczówek Stephanie. Całą rodzinę zastanawiał kolor włosów Alvina. Stephanie i Dominic mieli ciemne włosy. Głowę Arianne również okalały ciemnobrązowe skręty. Sześciolatek najwidoczniej odziedziczył kolor włosów, po dziadkach ze strony taty. Babcia El w młodości mogła pochwalić się długimi, złocistymi warkoczami.
- Okey. Siedź grzecznie przed klasą. Pamiętasz numer? Może Ci zapiszę?
- Pamiętam. - sześciolatek przewrócił teatralnie oczami. Chciał już iść do szkoły, spotkać się z kolegami, opowiedzieć o nowej grze w jaką wczoraj zagrał.
- No już idź. Nie zapomnij, dwadzieścia trzy!
Arianne sapnęła, patrząc na oddalającą się postać brata. Sześciolatek odwrócił się tuż przed wejściem i pomachał siostrze. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło, po czym ruszyła w stronę murów swojej szkoły. Nie był to daleki dystans. Budynki były oddzielone tylko wielkim placem, na którym w porze wiosennej wypuszczano dzieci. By te mogły pobyć na przerwach, na świeżym powietrzu. Cała szkoła była otoczona ceglanym murem. Do środka wchodziło się przez ciężką, metalową furtkę. Na prawo, stał budynek szkoły podstawowej do której uczęszczał Alvin, z lewej strony zaś umieszczone były mury szkoły Arianne.
Dziewczyna stała teraz przed drzwiami szkoły średniej. Czuła się jakby po raz pierwszy miała przekroczyć próg szkoły. Jakby była nową uczennicą. Właściwie to była. Nowa Arianne jeszcze nie uczęszczała do tej szkoły.

Szła przez korytarz. Sama.
Patrzyła na zdziwione miny innych. Dwie dziewczyny szeptały między sobą.
- Jednak przyszła.
- Mówiłam Ci! –skarciła jedna drugą.
Każdy na nią patrzył, każdy o niej mówił. Czuła to. Czuła cały wzrok szkoły, skupiony na jej osobie.
Nie lubiła tego.
Nienawidziła, kiedy ktoś na nią zwracał uwagę. Nawet teraz miała ochotę zapaść się pod ziemie. Uciec. Nie mogła tego zrobić, musiała pokazać wszystkim, że nie jest tą Arianne, którą wszyscy zapamiętali. Stara Arianne nie istniała, zniknęła jak przeszłość. ‘‘Stara’’ Arianne była przeszłością, a teraz w jej życiu nie było miejsca na przeszłość.

- Arianne? - pani Howe siedziała przy swoim biurku, a jej wzrok utkwiony był w zapisaną kartkę. Jasne włosy nauczycielki, jak zawsze wysuwały się z klamry. Gestem ręki zachęciła Arianne by podeszła do jej biurka. Ciemnowłosa dobrze wiedziała o co chodzi.
Matematyki w ogóle nie rozumiała, chociaż starała się jak mogła. Pani Howe była naprawdę miłą osobą, lecz choćby nie wiadomo jak Stroud się starała i choćby nie wiadomo jak lubiła nauczycielkę, matematyka i tak leżała.
- Słucham? - rzekła brunetka niewiarygodnie cicho. Wiedziała, że w końcu belferka zwróci uwagę na jej słabe stopnie. Oczekiwała tego  już w tamtym roku szkolnym, widocznie wszystko przesunęło się na teraz.
Na sam początek. Pierwszy dzień szkoły.
Stroud obawiała się, że pani Howe zrobi sprawdzian powtórkowy. Ale żeby na pierwszej lekcji?
Kobieta westchnęła, po czym podniosła wzrok na zestresowaną Stroud.
- Ja wiem, że tamten rok szkolny był dla Ciebie ciężki, ale… musisz to nadrobić  Arianne. Nie możesz pozwolić sobie na takie braki. Wiesz jak działają korepetycje w naszej szkole, prawda?

Drzwi klasy pospiesznie się otworzyły. Blondynek, siedzący na korytarzu podniósł ciemne oczy, w nadziei, iż ujrzy swoją starszą siostrę. Miał już dość czekania na nią. Skończył lekcje pół godziny temu, już dawno przeszedłby się do domu sam. Droga nie była aż tak skomplikowana, jedynie tylko długa.
Z klas wychodzili chłopcy i dziewczyny. Zbierali się w grupki, opowiadali sobie o przeżyciach na lekcji, śmiali się, zatrzymywali by później znowu ruszyć dalej. Minęła go jakaś naburmuszona dziewczyna. Szła z założonymi rękami na piersiach. Jakiś chłopak przeciskał się przez tłum. Jakaś para szła z wypiekami na twarzy, trzymając się za ręce. Jakaś starsza nauczycielka prawiła kazanie blondynce z kolorowymi pasemkami.
Jacyś ludzie.
 Chłopiec, zastanawiał się czy dla Arianne Ci ludzie też są ‘’jacyś’’. Może jego starsza siostra zna tą trzymającą się za ręce parę albo blondynkę stojącą teraz przed nauczycielką.
- Cześć. –usłyszał tuż obok siebie. Nie był to znajomy głos Arianne, ale trzeba było przyznać, że był dość miły. Dziewczyna, która obok niego usiadła również wydawała się miła. Czarne proste włosy opadały na jej ramiona. Zielone oczy, iskrzyły się wesołymi ognikami. Nieznajoma śmiesznie dmuchnęła, w opadającą na oczy, grzywkę. Alvin roześmiał się cicho.
- Cześć. – odpowiedział , z wielkim uśmiechem na ustach. Lubił już tą dziewczynę. Była zabawna, a to wystarczyło sześciolatkowi, który nie wiedział jeszcze jaki świat jest podły. Jak może zranić kogoś, takiego jak on. Jak da w kość takiej ufnej istotce.
- Ty jesteś pewnie Alvin ? - dziewczyna poczochrała, blond czuprynę chłopca. – Ja jestem Abbey.

Dzisiaj nie mam ochoty nic. Chcę tylko leżeć w moim łóżku… - fragment piosenki Bruno Marsa - The Lazy Song.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz