Rozdział szósty

Siedziała na kanapie nieruchomo niczym kukła.  Nie próbowała nawet ułożyć się w wygodniejszej  pozycji. Było jej wszystko jedno, a po głowie krążyło tylko jedno zdanie.
Znowu wszystko wróciło.
Starała się przez ten cały czas zatrzymać to i utrzymywać w tajemnicy. Rodzice, brat i nawet Candice niczego nie widzieli. Była perfekcjonistką w tuszowaniu.  Nikt nie domyślał się, co tak naprawdę dzieje się z Arianne Stroud.
Na korytarzu odbijał się echem tupot stóp. Arianne dobrze wiedziała, że to Alvin. Jak razie nie chciała z nikim rozmawiać. Tym bardziej z  bratem, któremu będzie musiała wszystko jakoś zręcznie wytłumaczyć. Gorzej było z rodzicami.  Dziewczyna wyobrażała już sobie rozmowę Stephanie z Dominickiem. Głośne wyrażanie swoich odmiennych opinii na temat powrotu do terapii.  Pan Stroud był  bowiem sceptycznie nastawiony, co do wizyt u psychologa. Z resztą tak samo jak sama Arianne.
Niedorzeczność.
Wizyty tam wcale nie należały do przyjemnych.  Straszy mężczyzna chciał wyciągnąć z niej wszystko, dokładnie wszystko.  Tylko, że Arianne chciała wszystko schować w sobie.

   Październik przyszedł cicho niczym kot. Skradając się. Zabierając kolejne dni września. 
Październik dla każdego oznaczał coś innego.
Dla jednych było to okres, kiedy wiał coraz to silniejszy wiatr i trzeba było ubrać cieplejszą kurtkę. Dla innych znów był to idealny okres na wyciszenie się, patrzenie na ciężkie krople kapiące z nieba. Dla następnych był to zwykły, kolejny miesiąc, który minie szybciej aniżeli by się tego spodziewali.
Dla Arianne był to powrót do ciężkiej rzeczywistości. Znowu.
Przez trzy tygodnie budziła się i wiedziała, że nie ma się czego obawiać. Nigdzie nie pójdzie, zostanie w domu. Jej mama przestraszyła się nie na żarty stanem zdrowia córki, kiedy ta po raz drugi zemdlała.  Lekarz zalecił kilka dni wytchnienia. Kilka dni zamieniło się w trzy tygodnie, wraz z nadejściem potwornej grypy, która rozłożyła na łopatki nie tylko córkę państwa Stroud, ale także i Alvina.
Dzisiejszy dzień był całkowicie inny. Już od rana w myślach Arianne co kilka minut pojawiały się wizję, kolejnego powrotu do szkoły. Jak zareaguje na to cała młodzież szkolna, Abbey…
Z Abbey był problem. Jak zwykle z resztą. W dniach w których Arianne chodziła do szkoły, czarnowłosa mijała Stroud bez słowa. Jakby jej nie zauważała. Co mogło się kryć za dziwną postawą panny Donnat ? Tego nie wiedział nikt. Abbey była wyjątkowo sprytną dziewczyną. W dodatku potrafiła świetnie grać. Gdyby została aktorką, wytwórnie filmowe biłyby się o nią, lecz jak na razie czarnowłosej wystarczyła główna rola w życiu szkoły. W budynku szkolnym, pośród zwykłych dzieciaków błyszczała.  Zawsze ktoś na nią zwracał uwagę. Chociaż ona mało kiedy zaprzątała sobie ‘zwykłymi’ ludźmi ze szkoły. Zawsze otaczała się tymi, którzy mogli pochwalić się weekendem spędzonym na własnym jachcie. Niezbyt zadziwiające. Tak robiły każde puste lalki, które kręciły się wokół nadzianych chłopaków ze szkoły. Sęk w tym, że Abbey nie była pustą lalką.

- Louis ?
Cisza.
- Louis do jasne cholery ! Jak zwykle się zmywasz! – teraz już nie krzyczał do osoby po drugiej stronie słuchawki. Teraz krzyczał do słuchawki, która wydawała z siebie dźwięk skończonego  połączenia.
Dlaczego on mi to zawsze robi ?
Harry dobrze wiedział, że niektórym problemom musi  sam stawić czoła. Ale od czego ma się przyjaciela, który zawsze wysłucha ? Przyjaciela miał. Gorzej było z częścią „zawsze wysłucha’’. W przypadku Tomlisona  było to raczej ‘’wysłucha i zostawi, nie odradzi, a potem wyśmieje’’. Taki właśnie był charakter Louisa Tomlisona. Lekki, przepełniony ironią i szczerą radością z życia. Traktował Harrego jak swojego młodszego brata.  Ich rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi. Efekt był taki, że i Lou i Harry złapali wspólny kontakt, mimo różnicy wieku. I chociaż Tomlison był w stosunku do Stylesa zgryźliwy i często naśmiewał się z niego. Tak naprawdę nie mógłby funkcjonować bez jego ciągłego marudzenia, wybierania odpowiednich strojów by przypodobać się dziewczynom.Poprawka. Dziewczynie. 
Louis był zdania , że Harry powinien zmężnieć, dorosnąć.  Przez co wystawiał na ciągłe próby jego psychikę. Niestety, było to jedyne rozwiązanie. Styles nie mógł być ciągłą pokraką, która nie potrafi nawet zagadać do dziewczyny.  Jego jedną próbę Tomlison widział  na jednej z dyskotek. Zabrał latem Harrego do klubu.  Louis do dzisiaj wspomina ten dzień.  Kiedy Harry dowiedział się, że ma poderwać jakąś dziewczynę tańczącą na parkiecie, cały pobladł, a spocone ręce trzęsły mu się jeszcze bardziej, niż kiedy dowiedział się o śmierci swojej złotej rybki.  Podszedł do tańczącej blondynki i zaczął ocierać się o jej ciało jak kompletny napaleniec. Dostał za to mocny cios w oko i krocze. Dziewczyna najwyraźniej ćwiczyła podstawowe kroki samoobrony, a Harry niestety nie.  Tego wieczoru Louis Tomlison prawie nie udusił się od śmiechu i to nie dlatego, iż wypił za dużo alkoholu ( dla ścisłości nie wypił ani kropli  ).  Ten wieczór jednak utwierdził go w przekonaniu, ze Harry Styles był kompletną pokraką jeśli chodziło o sprawy damsko-męskie. Trzeba to było zmienić, natychmiast.
Loczkowaty podążał długim korytarzem, starając się nie patrzeć na grupki chichoczących dziewczyn, które chichotały jeszcze bardziej kiedy widziały jego osobę. Sam Styles nie wiedział o co chodziło tym przygłupim dziewuchom. Nie rozumiał dlaczego tak się śmiały. Może to te niesforne loki ? Albo w coś wdepnął ?  Kto w dzisiejszych czasach zrozumiał by dorastające kobiety ?
Nie to jednak było teraz najważniejsze. W tej chwili musiał znaleźć Abbey. Natychmiast i jeśli to możliwe porozmawiać z nią. Bardzo poważnie porozmawiać.

Nie rozumiała nic. Kompletnie nic. 
Abbey i ja ? Impreza i ja ? Ja na imprezie u Abbey ? To niedorzeczność.
 Co roku z przyczyn zupełnie nieznanych odbywała się domówka u Abbey. Z dużą ilością alkoholu i dużą ilością ludzi. Każdy zaproszony musiał przyjść na przyjęcie. A znalezienie się na liście gości było na wagę złota jak uważali uczniowie szkoły. Dlatego nikt z zaproszonych nie odmawiał. Każda osoba  chciała być na takiej imprezie, chociażby na kilka minut by pokazać się.
Tylko po co ja na niej? Chce ze mnie zrobić kozła ofiarnego ? Przyczepić do sufitu, żeby każdy się ze mnie śmiał ?
Zacisnęła dłonie mocniej na książce do historii.  Nie miała najmniejszej ochoty na imprezy. Właściwie nigdy na takowej nie była. Z Candice robiły sobie jedynie wieczory filmowe, połączone z nocowaniem.
- Cześć Arianne.
Dziewczyna przymrużyła oczy, unosząc wzrok ku górze. Przed nią stał sam Harry Styles. W jeansach i zwykłym t-shircie. Ciemne loki  układały się miękko na jego czole w prawą stronę, a błyszczące oczy lustrowały twarz panny Stroud.
- Hej. – wydukała cicho.
- Słyszałem, że dostałaś zaproszenie na domówkę. – zaczął niepewnie, kiedy Arianne chciała go wyminąć. Jego słowa wryły dziewczynę w błyszczącą posadzkę. Nawet sama sobie nie potrafiła wyjaśnić, jakie tornado pytań przechodziło teraz przez jej umysł. Odczytywała jedynie pytajniki, znajdujące się na końcach dziwnie poskładanych słów.
Pokiwała tylko w odpowiedzi głową, a usta Stylesa  wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Harry Styles już dobrze wiedział, co musi zrobić. Nawet Louis nie musiał mu w tej chwili pomagać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz