Siedziała na kanapie nieruchomo niczym
kukła. Nie próbowała nawet ułożyć się w wygodniejszej pozycji. Było
jej wszystko jedno, a po głowie krążyło tylko jedno zdanie.
Znowu wszystko wróciło.
Starała się przez ten cały czas zatrzymać to i
utrzymywać w tajemnicy. Rodzice, brat i nawet Candice niczego nie
widzieli. Była perfekcjonistką w tuszowaniu. Nikt nie domyślał się, co
tak naprawdę dzieje się z Arianne Stroud.
Na korytarzu odbijał się echem tupot stóp.
Arianne dobrze wiedziała, że to Alvin. Jak razie nie chciała z nikim
rozmawiać. Tym bardziej z bratem, któremu będzie musiała wszystko jakoś
zręcznie wytłumaczyć. Gorzej było z rodzicami. Dziewczyna wyobrażała
już sobie rozmowę Stephanie z Dominickiem. Głośne wyrażanie swoich
odmiennych opinii na temat powrotu do terapii. Pan Stroud był bowiem
sceptycznie nastawiony, co do wizyt u psychologa. Z resztą tak samo jak
sama Arianne.
Niedorzeczność.
Wizyty tam wcale nie należały do
przyjemnych. Straszy mężczyzna chciał wyciągnąć z niej wszystko,
dokładnie wszystko. Tylko, że Arianne chciała wszystko schować w sobie.
Październik przyszedł cicho niczym kot. Skradając się. Zabierając kolejne dni września.
Październik dla każdego oznaczał coś innego.
Dla jednych było to okres, kiedy wiał coraz
to silniejszy wiatr i trzeba było ubrać cieplejszą kurtkę. Dla innych
znów był to idealny okres na wyciszenie się, patrzenie na ciężkie krople
kapiące z nieba. Dla następnych był to zwykły, kolejny miesiąc, który
minie szybciej aniżeli by się tego spodziewali.
Dla Arianne był to powrót do ciężkiej rzeczywistości. Znowu.
Przez trzy tygodnie budziła się i wiedziała,
że nie ma się czego obawiać. Nigdzie nie pójdzie, zostanie w domu. Jej
mama przestraszyła się nie na żarty stanem zdrowia córki, kiedy ta po
raz drugi zemdlała. Lekarz zalecił kilka dni wytchnienia. Kilka dni
zamieniło się w trzy tygodnie, wraz z nadejściem potwornej grypy, która
rozłożyła na łopatki nie tylko córkę państwa Stroud, ale także i Alvina.
Dzisiejszy dzień był całkowicie inny. Już od
rana w myślach Arianne co kilka minut pojawiały się wizję, kolejnego
powrotu do szkoły. Jak zareaguje na to cała młodzież szkolna, Abbey…
Z Abbey był problem. Jak zwykle z resztą. W
dniach w których Arianne chodziła do szkoły, czarnowłosa mijała Stroud
bez słowa. Jakby jej nie zauważała. Co mogło się kryć za dziwną postawą
panny Donnat ? Tego nie wiedział nikt. Abbey była wyjątkowo sprytną
dziewczyną. W dodatku potrafiła świetnie grać. Gdyby została aktorką,
wytwórnie filmowe biłyby się o nią, lecz jak na razie czarnowłosej
wystarczyła główna rola w życiu szkoły. W budynku szkolnym, pośród
zwykłych dzieciaków błyszczała. Zawsze ktoś na nią zwracał uwagę.
Chociaż ona mało kiedy zaprzątała sobie ‘zwykłymi’ ludźmi ze szkoły.
Zawsze otaczała się tymi, którzy mogli pochwalić się weekendem spędzonym
na własnym jachcie. Niezbyt zadziwiające. Tak robiły każde puste lalki,
które kręciły się wokół nadzianych chłopaków ze szkoły. Sęk w tym, że
Abbey nie była pustą lalką.
- Louis ?
Cisza.
- Louis do jasne cholery ! Jak zwykle się
zmywasz! – teraz już nie krzyczał do osoby po drugiej stronie słuchawki.
Teraz krzyczał do słuchawki, która wydawała z siebie dźwięk
skończonego połączenia.
Dlaczego on mi to zawsze robi ?
Harry dobrze wiedział, że niektórym problemom
musi sam stawić czoła. Ale od czego ma się przyjaciela, który zawsze
wysłucha ? Przyjaciela miał. Gorzej było z częścią „zawsze wysłucha’’. W
przypadku Tomlisona było to raczej ‘’wysłucha i zostawi, nie odradzi, a
potem wyśmieje’’. Taki właśnie był charakter Louisa Tomlisona. Lekki,
przepełniony ironią i szczerą radością z życia. Traktował Harrego jak
swojego młodszego brata. Ich rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi.
Efekt był taki, że i Lou i Harry złapali wspólny kontakt, mimo różnicy
wieku. I chociaż Tomlison był w stosunku do Stylesa zgryźliwy i często
naśmiewał się z niego. Tak naprawdę nie mógłby funkcjonować bez jego
ciągłego marudzenia, wybierania odpowiednich strojów by przypodobać się
dziewczynom.Poprawka. Dziewczynie.
Louis był zdania , że Harry powinien
zmężnieć, dorosnąć. Przez co wystawiał na ciągłe próby jego psychikę.
Niestety, było to jedyne rozwiązanie. Styles nie mógł być ciągłą
pokraką, która nie potrafi nawet zagadać do dziewczyny. Jego jedną
próbę Tomlison widział na jednej z dyskotek. Zabrał latem Harrego do
klubu. Louis do dzisiaj wspomina ten dzień. Kiedy Harry dowiedział
się, że ma poderwać jakąś dziewczynę tańczącą na parkiecie, cały
pobladł, a spocone ręce trzęsły mu się jeszcze bardziej, niż kiedy
dowiedział się o śmierci swojej złotej rybki. Podszedł do tańczącej
blondynki i zaczął ocierać się o jej ciało jak kompletny napaleniec.
Dostał za to mocny cios w oko i krocze. Dziewczyna najwyraźniej ćwiczyła
podstawowe kroki samoobrony, a Harry niestety nie. Tego wieczoru Louis
Tomlison prawie nie udusił się od śmiechu i to nie dlatego, iż wypił za
dużo alkoholu ( dla ścisłości nie wypił ani kropli ). Ten wieczór
jednak utwierdził go w przekonaniu, ze Harry Styles był kompletną
pokraką jeśli chodziło o sprawy damsko-męskie. Trzeba to było zmienić,
natychmiast.
Loczkowaty podążał długim korytarzem,
starając się nie patrzeć na grupki chichoczących dziewczyn, które
chichotały jeszcze bardziej kiedy widziały jego osobę. Sam Styles nie
wiedział o co chodziło tym przygłupim dziewuchom. Nie rozumiał dlaczego
tak się śmiały. Może to te niesforne loki ? Albo w coś wdepnął ? Kto w
dzisiejszych czasach zrozumiał by dorastające kobiety ?
Nie to jednak było teraz najważniejsze. W tej
chwili musiał znaleźć Abbey. Natychmiast i jeśli to możliwe porozmawiać
z nią. Bardzo poważnie porozmawiać.
Nie rozumiała nic. Kompletnie nic.
Abbey i ja ? Impreza i ja ? Ja na imprezie u Abbey ? To niedorzeczność.
Co roku z przyczyn zupełnie nieznanych
odbywała się domówka u Abbey. Z dużą ilością alkoholu i dużą ilością
ludzi. Każdy zaproszony musiał przyjść na przyjęcie. A znalezienie się
na liście gości było na wagę złota jak uważali uczniowie szkoły. Dlatego
nikt z zaproszonych nie odmawiał. Każda osoba chciała być na takiej
imprezie, chociażby na kilka minut by pokazać się.
Tylko po co ja na niej? Chce ze mnie zrobić kozła ofiarnego ? Przyczepić do sufitu, żeby każdy się ze mnie śmiał ?
Zacisnęła dłonie mocniej na książce do
historii. Nie miała najmniejszej ochoty na imprezy. Właściwie nigdy na
takowej nie była. Z Candice robiły sobie jedynie wieczory filmowe,
połączone z nocowaniem.
- Cześć Arianne.
Dziewczyna przymrużyła oczy, unosząc wzrok ku
górze. Przed nią stał sam Harry Styles. W jeansach i zwykłym t-shircie.
Ciemne loki układały się miękko na jego czole w prawą stronę, a
błyszczące oczy lustrowały twarz panny Stroud.
- Hej. – wydukała cicho.
- Słyszałem, że dostałaś zaproszenie na
domówkę. – zaczął niepewnie, kiedy Arianne chciała go wyminąć. Jego
słowa wryły dziewczynę w błyszczącą posadzkę. Nawet sama sobie nie
potrafiła wyjaśnić, jakie tornado pytań przechodziło teraz przez jej
umysł. Odczytywała jedynie pytajniki, znajdujące się na końcach dziwnie
poskładanych słów.
Pokiwała tylko w odpowiedzi głową, a usta Stylesa wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Harry Styles już dobrze wiedział, co musi zrobić. Nawet Louis nie musiał mu w tej chwili pomagać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz