Rozdział siódmy

-Arianne ?
Dziewczyna dobrze znała ten napięty ton. Stephanie strasznie martwiła się o swoją córkę. Szczególnie jeżeli w jej ustach pojawiało się imię Abbey.  Sytuacja sprzed kilkunastu miesięcy dała dużo do myślenia Stephanie jak i Dominicowi.  Małżeństwo wiedziało, iż ich najstarsza pociecha jest bardzo wrażliwa i zawsze martwili się o nią. Dobrze wiedzieli, ile zła może wkraść się w życie takiej nastolatki jak ona. 
Cisza. Pokój wypełniał tylko dźwięk tykającego zegarka i ciche odgłosy tupania Alvina piętro wyżej. Ciemne włosy młodej Stroud spadały jej na twarz. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie wiedziała nawet czy naprawdę chce tam iść. Jeszcze pare miesięcy temu nie wychodziłaby z domu, a teraz chciała iść na domówkę ? Do Abbey? Abbey Donnat ?
- Ja wiem jak to brzmi mamo, ale będzie tam Harry.
Jedno matczyne spojrzenie wystarczyło, by twarz Arianne stała się czerwona niczym dorodna piwonia.
-Nie ! To nie tak miło zabrzmieć. Tylko… zmieniłam się, tak ? Ona chyba też, a co jeśli to jedyna szansa na całkowity rozejm ? Przez te tygodnie była całkowicie nieszkodliwa.  – wyraz twarzy nastolatki był śmiertelnie poważny.
Stephanie zacisnęła usta. Teraz nie widziała w swojej córce skulonej dziewczynki z zapuchniętymi oczami i rozkojarzonym wzrokiem. Arianne dorosła. Stała się poważniejsza i niesamowicie dzielna. Nawet sposób w jaki zwracała się ostatnio do Alvina, zmienił się. Podchodziła do wszystkiego spokojnie i ze zdrowym rozsądkiem.  Stała się bardziej otwarta. 
 Pani Stroud wiedziała, że kiedyś nadejdzie moment w którym spojrzy na córkę i zobaczy w niej odpowiedzialną, pewną siebie Arianne.
Tylko dlaczego nikt jej nie uprzedził, że to tak szybko nadejdzie ?


   Przelotne spojrzenie i natychmiastowe, szybsze bicie serca.
Nad głowami Arianne i Harry’ego huczały tylko jarzeniówki. Każdy gest stawał się być czymś przerażająco głośnym. Chociażby przewracanie kartek w podręczniku od znienawidzonej matematyki.  Były to wyjątkowo niezręczne pierwsze minuty, kolejnego spotkania w Bibliotece Publicznej. Dziewczyna nie potrafiła się na niczym skupić. Od dawna nie była na korepetycjach z Harrym. W dodatku jego osoba przypominała jej ciągle o domówce, na której miała się zjawić.  W jej głowie ciągle rodziły się nowe pytania na które, jak na razie, nie znała odpowiedzi.
- Coś nie tak? – Harry odchylił się delikatnie do tyłu, by lepiej widzieć Arianne.  Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. W ciągu tamtych kilku spotkań okazał się być bardzo miłym chłopakiem.  Trochę gapowatym, ale za to z dystansem do siebie. Czemu nie miałaby mu zaufać ?
Nie. Nie, to jeszcze nie pora na większe zwierzenia. Nie znasz go. Daj sobie spokój.
Na twarz Stroud wpłynęły dwa dorodne rumieńce. Szybko potrząsnęła głową, przez co kilka kosmyków ciemnych włosów wysunęły się spod gumki, trzymającej ciemne pukle Arianne.
-Może to dziwne. Cały czas myślę…
-Ach. – Harry zagryzł wargi i położył dłonie na stoliku. – Impreza.
Echo jego głosu jeszcze chwilę unosiło się po ogromnej sali.
-Pewnie się denerwujesz. – uniósł jeden kącik ust, wpatrując się w twarz dziewczyny, która z sekundy na sekundę przybierała coraz to bardziej zakłopotany wyraz.  Chłopak machnął tylko dłonią. Arianne wyprostowała się i czekała, aż chłopak pochwyci ten temat. Może nie wyglądał na imprezowicza, ale w końcu był też zaproszony. Lepiej. Szedł tam również.  Był jedyną kojarzącą się pozytywnie twarzą, jaką Arianne mijała na szkolnym korytarzu.
Harry zatrzasnął delikatnie podręcznik i odsunął go na bok.  Jedyna szansa na głębsze poznanie Arianne Stroud była o wiele ciekawsza, niż zadania matematyczne. Dlaczego by nie wykorzystać okazji ?
- Domówka odbędzie się w jej domu. Ogromnym domu. Jeśli lubisz małe przestrzenie, będziesz czuła się tam jak w pałacu Buckingham. – skrzywił się nieco, robiąc krótką pauzę. Arianne podniosła wzrok na Harrego, tym samym zaprzestając skubania zielonej oprawki zeszytu. 
- Początek będzie drętwy jak to początki. Abbey zapewne ubierze się w jakąś mega wystrzałową i mega obcisłą sukienkę. Jej wierne przyjaciółki oczywiście będą poprawiały jej co chwila fryzurę. Jednakże wszystko się zacznie jak każdy więcej wypije. Wtedy to już nikt się nie hamuje.  Każdy … no wiesz jak to jest po kilku drinkach. Zapala się lampka ‘’odwaga’’ i … Może dlatego właśnie Abbey zaprasza na swoją imprezę tylko nielicznych ? Gdyby jedna z jej przyjaciółek przespałaby się z największym kujonem w szkole,to co by wtedy było ? 
Arianne wzruszyła ramionami i na nowo zajęła się oprawką zeszytu. Nie wiedziała „ jak jest po kilku drinkach”. Nie miała chyba ochoty wiedzieć. Widziała wiele razy przewracających się nastolatków, którzy wracali z imprezy w godzinach porannych. Nie chciała wyglądać jak oni.
- I tyle ? – zapytała po krótkiej ciszy.
-Właściwie to tak, ale całkowicie inaczej przedstawia się to na żywo. Z resztą sama zobaczysz.
Kolejne skrzyżowane spojrzenia i szybsze bicie serca.



Zerwał się porywisty wiatr.
Figlarny powiew targał papiery trzymane w ręce pewnej kobiety tak długo, aż w końcu wygrał. Plik kartek wzniósł się w powietrze. Białe papiery trzepotały niczym spłoszone gołębie, unosząc się to w górę to w dół. Kobieta o  próbowała pozbierać te, które nie poddały się podmuchom i jak na razie leżały na chodniku. Chłodny powiew leciał dalej, poruszył liście drzew. Kilka z nich spadło na trawę, przysłaniając widok robaczkom, które tamtędy przechodziły.  Jednak ten nie zatrzymał się, biegł dalej przez ulice. Przegonił kilka ptaków, które siedziały spokojnie na dachu kamienicy. Dął dalej, aż końcu dotarł na Westminster Bridge. Chlusnął swym zimnem w drobną postać, ubraną w kremowy płaszcz i poleciał dalej. Dziewczyna skuliła się. Było jej bardzo zimno, ale stała, wpatrując się w fale Tamizy.
Candice nie dzwoniła do niej już od dłuższego czasu, a kiedy Arianne chciała z nią porozmawiać ta zbywała ją słowami „Nie mam teraz czasu. Przepraszam’’ czy „Zaraz będę u koleżanki, nie mogę teraz rozmawiać.’’ Po kilku takich ‘’rozmowach’’Arianne poddała się. Czuła się jak niepotrzebny element w życiu Candice Moore. Kiedyś pasujący do reszty, ale teraz już nie. Skamieniała twarz Arianne nie ukazywała nic, a sama postać dziewczyny wydawała się być nieruchoma niczym posąg.
- Arianne?
Dziewczyna spojrzała powoli w stronę głosu. Przed nią rysowała się drobna postać Abbey. Wyglądała bardzo niewinnie w swoim berecie w paski i czarnym płaszczu. Tylko kto uwierzyłby w niewinność tej dziewczyny ?
- Cześć. – wykrztusiła Stroud, patrząc spokojnie na znajomą twarz.
- Co Ty tutaj robisz w taką pogodę ? Zaraz lunie deszczem.
Arianne wzruszyła tylko ramionami. Nie wierzyła już dawno w dobre intencje Donnat. Wiedziała, że musi być przy niej bardzo ostrożna.  Gdyby tylko wiedziała, co kotłuje się aktualnie pod burzą czarnych loczków ? Jaki chytry plan pełza między myślami?
- Abbey?
Stroud odwróciła się szybko za siebie.
Harry ?
Donnat spojrzała na chłopaka i otworzyła usta, jakby chcąc coś powiedzieć.
- Cześć. – przerwał jej Styles. – Co tutaj robicie ?
- To Westminster Bridge chyba każdy ma prawo do przechodzenia tutaj, prawda ? – zaczęła Abbey.
-Tak. Tak.
Każdy czekał na posunięcie drugiej osoby.
Na twarz Abbey wpełzł chytry uśmieszek, widoczny tylko dla Harry’ego. Za dobrze ją znał. Wiedział doskonale, że coś już wymyśliła. Coś złego.
Arianne wpatrywała się w twarz chłopaka, która ni stąd, ni z owąd pobladła, jakby płuca nie pobrały już od minuty świeżej dawki tlenu.
Trójka ludzi przypadkowo spotkanych nad wodą Tamizy.  Każdy z nich miał swoje cele i ukryte wady.  Każdy był inny.  Chował pod sobą uczucia, chcąc jak najlepiej zagrać w swoje życie.
Tylko kto z nich chował w sobie głębszy sekret ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz