Rozdział piąty

Ciszę przerywał jedynie dźwięk długopisów, sunących po papierze.  Arianne coraz więcej rozumiała. Matematyka powoli krok za kroczkiem, stawała się coraz mniej bolesna.
Dziewczyna nagle przestała pisać i zaczęła uporczywie patrzeć w punkt na kartce.  Harry podniósł wzrok znad podręcznika.
- Coś nie tak? – przysunął się bliżej szatynki, jednak nie na tyle by ją wystraszyć. Przekonał się już przy pierwszym spotkaniu, że przekraczanie jej przestrzeni osobistej tylko ją bardziej  stresuje i robi się wtedy  nieufna. Dobrze wiedział jak w tamtym roku szkolnym Abbey ją prześladowała. Nie był nigdy na ‘’przedstawieniu’’. Nie chciał patrzeć jak ta dziewczyna znęca się nad Arianne. Wiele razy przychodziło mu do głowy, by iść tam i skończyć  ta całą dziecinadę. Oczywiście wszystko spełzło na niczym. On był by tam sam. Ludzi, którzy chcieli oglądać znęcanie się było o wiele więcej. Harry wiedział, że nie ma tak wielkiej odwagi jak Candice, która wpadała jak burza w tłum i wyciągała za każdym razem Arianne z opresji. Ruda była przyjaciółką zastraszonej dziewczyny. Stroud jej ufała. Harry wiedział, że całkowicie obcemu chłopakowi nie zaufałaby nigdy. Skąd miałaby wiedzieć, że on nie chce jej zrobić krzywdy ? Może byłby to kolejny punkt w ‘’przedstawieniu’’? 
- Nie, nie. Jest wszystko okey. Już kończę.  –Arianne mruknęła, po czym zabrała się za dalsze pisanie.
Harry zmarszczył czoło i powoli opadł na oparcie krzesła. Plecy nadal przypominały mu o nieprzyjemnym spotkaniu z podłogą. Nadal był na siebie zły na to gapiostwo. Wiedział, że Arianne lada chwila powinna się zjawić. Mógł się tak nie zamyślać.
Były jednak pozytywy tej sytuacji. Po raz pierwszy widział Arianne Stroud uśmiechniętą.  Może raczej rozbawioną? Tak, była rozbawiona tą sytuacją.
Co jednak nie wykluczało stwierdzenia, że zrobił z siebie pajaca. Jak zwykle.
Po kilku minutach dziewczyna z zadowoleniem wypisanym na twarzy, wręczyła zeszyt swojemu korepetytorowi. Styles wziął się za sprawdzanie przykładów. Błędy aż roiły się w obliczeniach. Westchnął ciężko.
- Będziemy musieli jednak zostać dłużej. – stwierdził .
Tym razem to ona westchnęła.


  Arianne siedziała na zapleczu w jasnozielonym uniformie.  Może nie był to jej szczyt marzeń –pracowanie w kwiaciarni mamy- ale na razie wystarczyło jej to.  W końcu nadal się uczyła. Wiedziała, że przyda jej się dodatkowy zastrzyk gotówki. W dodatku odurzający zapach kwiatów i atmosfera jaka panowała w tym miejscu, uspokajały ją.
- Jak tam te całe korki? Trafił Ci się ktoś normalny? – zagadała Maya, kiedy już obsłużyła cały sznureczek ludzi, który powstał kiedy ta nie potrafiła poradzić sobie z wiązanką róż.

Normalny? Czy normalny człowiek panikuje, kiedy spada z krzesła?

Arianne uśmiechnęła się delikatnie.
- W miarę. – skwitowała, kiedy blondynka usiadła obok niech na taborecie.
- Ona?
- On.
Maya klasnęła w dłonie.
- Tu Cię mam! Niech zgadnę. – oczy blondynki zamigotały niczym dwie gwiazdki. – Seksowny zawodnik drużyny baseballowej, który zgłosił się do korepetycji, po tym jak zobaczył Cię w bieliźnie kiedy przebierałaś się po wf-ie. Teraz chce zaciągnąć cie…
- Maya !
Arianne pisnęła przestraszona. Czasami bała się wyobraźni swojej znajomej.
Maya była uroczą dwudziestolatką z pięknym uśmiechem i idealną figurą. Uwielbiała rozmawiać z Arianne, wręcz czuła się jak ryba w wodzie opowiadając swojej młodszej koleżance o czasach, kiedy to ona miała szesnaście lat. Maya była otwarta na wszystko i wszystkich. Dogadywała się z każdym. Arianne podziwiała w niej to od zawsze.
-  Okey. Okey. No, ale powiedz.
- Ciemne loki…
- Uuuu są urocze, uwielbiam je u chłopaków. – pisnęła blondynka, która wręcz nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Arianne spojrzała na nią karcąco. Czasami miała wrażenie, że Maya nigdy nie dorosła i nie zrobi tego.
- Szeroki uśmiech. Harry Styles. Tyle.
Szatynka wywróciła oczami, odkręcając butelkę z wodą.
- Jesteś niemożliwa. Ignorujesz każdego chłopaka. – pokręciła głową Maya i zniknęła za materiałem przyczepionym gdzieś nad drzwiami.
Arianne upiła łyk wody. Kompletnie nie rozumiała blondynki. Według Mai każdy chłopak był idealnym partnerem życiowym dla Arianne. Szatynka nie podzielała jej zdania na ten temat. Nie chciała się zakochiwać . Nie miała na to czasu.

Koniec. Kropka. Żadnego Harry’ego Stylesa czytam innych… 


Panika przejęła kontrolę nad moim ciałem. Wstrząsały mną spazmatyczne dreszcze. Zagryzałam wargi by nie krzyczeć, przez co w ustach czułam smak krwi.
- Tere fere dutki… Arianne topi smutki.– zanuciła Abbey. – W czym? W pamiętniku, ale gdzie on teraz może być?
Widać było, że to kochała. Upajała się moją zastraszoną miną.  Chciała tańczyć w ekstazie. Byłam dla niej niczym. Nie pozwalała mi o tym nigdy zapomnieć. Uwielbiała to podkreślać, za każdym razem, gdy pojawiałam się na horyzoncie.
Czarne loki poruszały się z każdym krokiem Abbey. Była coraz bliżej mnie. W końcu wyrwała mi plecak z rąk.
- Nie! Proszę, nie! – krzyknęłam na widok  mojego pamiętnika w rękach Abbey.
Przymknęłam oczy.
Proszę nie czytaj. Nie czytaj. Nie czytaj. Modliłam się. Błagałam Boga. Nikt nie mógł się dowiedzieć o mnie i moim problemie.
Nie Abbey.
Nie przy wszystkich.
Nie teraz.
Zacisnęłam pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę.
Odważyłam się otworzyć oczy, kiedy ciszę przerwał odgłos rozrywanego papieru. Abbey darła na strzępy moje dotychczasowe życie.
Skuliłam się jeszcze bardziej w kącie, w którym mnie ustawiono. Na środku stała Abbey, wyrywając kartki z pamiętnika .Widownia powiększała się z każdą chwilą. Nauczyciele nie schodzili tutaj, do ’’podziemi’’, gdzie zawsze odbywały się przedstawienia Abbey.
Oparłam głowę o zimną ścianę. Śmiech mnie ogarniał. Chciałam już iść, ale wiedziałam , że nikt mnie stąd nie wypuści. Mieli za dobrą zabawę. 

Poddała się.
 Nie miała najmniejszej ochoty na czytanie, kolejnego zadania.  Wszystko dookoła ją rozpraszało. Za dużo rzeczy siedziało w jej głowie. Miała ochotę wyjść z klasy i pobiec do domu.
Robiło jej się niedobrze. Czuła to. Dziwne uczucie w brzuchu, zatkane gardło. Oddychała miarowo, by się uspokoić. Candice zawsze jej tak radziła.
- Arianne. Coś nie tak ?
Zwróciła się do niej wychowawczyni. Że też musiała trafić na jej lekcję. 
- Nie. Wszystko dobrze. – zebrała się na swobodny ton. Nauczycielka chwilę się jej przyglądała. Dziewczyna patrzyła na nią spokojnie.

Nie ściągać na siebie uwagi.

To było trudne. Każdy członek jej klasy wiedział jak było kiedyś. Arianne budziła winnych coś na rodzaj strachu. Była kompletnie inna. Jakby nie z tego świata. Nikt nie wiedział jak wielką urazę nosiła w sobie, za tamten rok szkolny. Każdy czekał, aż w końcu pęknie.  Ona jak na złość nie robiła tego. Dlatego każdy cały czas śledził jej najmniejszy ruch. Czekał.
- Blado wyglądasz. Może za mało świeżego powietrza ? Idź na przerwie na zewnątrz. Dzisiaj jest ciepło, więc…
Dzwonek. Szum w klasie.
Nauczycielka dobrze wiedziała, że nikt w tej chwili nie będzie na nią zwracał uwagi. Myśli każdego krążyły teraz wokół swoich prywatnych spraw.
Szatynka powoli podniosła się z krzesła. Książki wrzuciła do plecaka i jak najszybciej wyszła z klasy. 
Musiała się przewietrzyć. Pani Ross miała rację. Świeże powietrze dobrze jej zrobi.  Prawie biegiem przemierzała korytarz. Wszystko wirowało. Nudności wzmocniły się. Serce przyspieszyło bicia. Coraz mniej dźwięków  dochodziło do jej uszu.
 Jak najszybciej stąd wyjść.
 Arianne pchnęła ciężkie drzwi. Jednak świeże powietrze wypełniło jej płuca za późno.
 Gdzie jesteś ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz