Zamarła.
Jej serce nerwowa szarpnęło, by chwilę później bić jak szalone w piersi.
Stała wpatrzona w jezdnię i nie dowierzała własnym oczom.
Przez ulicę przebiegał mały chłopczyk. Nie
obejrzał się czy aby nie przejeżdża tamtędy samochód. Pisk opon i
huknięcie. Arianne przełknęła ślinę, widząc czerwono-szary szalik.
Nie. Proszę nie !
- Arianne ? – obok dziewczyny pojawił się
Alvin, wesoły jak zwykle z rozczochraną czupryną i lśniącymi oczami. –
Wyglądasz jak duch.
Stroud spojrzała na małą osóbkę, która stała tuż obok niej.
- Nie nic się nie stało, Alvin. Chodźmy. –
wyszeptała, po czym delikatnie popchnęła chłopca w stronę wyjścia.
Jeszcze raz jej wzrok padł na jezdnię, ale nic tam nie było. Pustka jaką
zastała Arianne była wręcz niepokojąca. Jeszcze chwilę temu mogłaby
sobie dać rękę uciąć, że ktoś wpadł pod samochód i to ktoś bardzo
podobny do jej brata.
- Arianne, na serio wszystko okey ? – spytał
malec, przyglądając się bladej twarzy siostry. Nie uzyskał odpowiedzi.
Dziewczyna nie chciała kłamać, a gdyby powiedziała prawdę dociekliwy
brat nie dał by jej spokoju. Dzień wydawał się być ciężki, nawet
powietrze wdychane do płuc nie przynosiło ukojenia, a jedynie drapało
nieprzyjemnie płuca. Wszystkie przerwy Arianne spędziła nad książkami,
powtarzając materiał. Gdy przysiadł się ktoś do niej i zaczynał rozmowę,
ta zbywała go odpowiadając na pytania jedynie przecząco lub twierdząco.
To był jeden z takich dni w których dziewczyna nie miała ochoty żyć.
Jednakże nikt nie zwalniał tępa. Pani z geografii zrobiła niespodziewaną
kartkówkę, na historii czekała Arianne odpowiedź, a plastyka okazała
się być totalną klapą ze względu na fatalny szkic jaki wykonała Stroud.
Gorzej już być nie mogło.
I właśnie w tej chwili, kiedy Arianne wraz z
bratem przechodziła na drugą stronę jezdni, między przechodzącymi ludźmi
zauważyła Abbey. Czarne włosy spięła wysoko na głowie. Mimo zwykłych
jeansów i bluzy wyglądała niczym modelka na wybiegu. Pod pachą trzymała
jakieś pudełko i kokieteryjnie uśmiechała się do chłopaka idącego obok
niej. Arianne spuściwszy wzrok, przyspieszyła. Nie wierzyła własnym
oczom.
To musiało być złudzenie.
Szkoda, że nie było.
Tym chłopakiem był sam Harry.
- Cześć. – Stephanie Stroud stała w holu z
wilgotną szmatką w ręce. Na jej twarzy jak zwykle gościł szeroki
uśmiech. Z salonu dobiegały dźwięki piosenek z kanału muzycznego, co
oznaczało tylko jedno Pani domu robi gruntowne porządki.
- Jestem głodny jak wilk ! – oznajmił Alvin i
cicho zawył naśladując zwierze. Od razu popędził w stronę kuchni.
Arianne położyła stopę na pierwszym stopniu schodów. Czuła się jak duch,
który jedynie przemyka między ciałami innych ludzi, a nie żyje swoim
życiem. Straciła ochotę na cokolwiek. Nawet słońce za oknem nie
zachęcało jej do codziennego spaceru. Dzisiaj chciała zostać w domu.
Zamknąć się przed światem w swoim azylu. Nie wpuszczać nikogo do środka.
Czuła jak pod powiekami zbierają się łzy. Musiała jednak je zdusić.
Przynajmniej teraz gdy jej matka patrzyła na jej bladą twarz.
- Zaraz podam…
- Nie jestem głodna, dzięki. – czekała tylko
na pytanie mamy. Teraz mogła pobiec na górę. Zatrzasnąć drzwi i dać
upust uczuciom.
Stałam pod ścianą ściskając książkę do
geografii. Wzbierała we mnie złość. Miałam już dość ciągłego upokarzania
i łez. Teraz już nie miałam czym płakać. Słone krople zaschły na moich
policzkach, które nawiasem mówiąc musiały być całe czerwone.
- Daj mi w końcu święty spokój. – wycedziłam przez zęby.
Abbey stała do mnie tyłem i rozmawiała z
grupką swoich przyjaciół. Susan jej najlepsza przyjaciółka klepnęła
lekko Donnat wskazując na mnie. Czarne włosy poruszyły się i już po
chwili widziałam zielone oczy Abbey skierowane na mnie. Patrzyła na mnie
z pogardą jak na śmiecia.
- Czego znowu chcesz ? Nie mam nastroju
do pogawędek ze zwierzętami. – uniosła idealnie wyregulowane brwi. Całe
powietrze ze mnie uszło. Co ja sobie wyobrażałam ? Że podejdę do niej i
powiem jej co o niej myślę ? Że już nigdy nie doprowadzi mnie do łez ?
Że już nigdy na moim ciele nie pojawi się chociaż jedno zadrapanie przez
nią ? Pokręciłam tylko głową. Miażdżyła mnie tylko spojrzeniem.
Wystarczyło kilka sekund, a cała energia jaką w sobie uzbierałam uszła
ze mnie jak z balonika.
- Tak myślałam.
- Harry uspokój się. – mruknęła Abbey,
zirytowana słowami jakie przed chwilą wypowiedział chłopak, idący obok
niej – Chcesz, możemy inaczej pogadać z Arianne. Tylko jeden fałszywy
ruch i Stroud o wszystkim się dowie. Chcesz tego ?
Ciemne loki opadły mu na oczy. Słońce
sprawiło, że jego tęczówki przybrały kolor szarego nieba. Tak też się
czuł. Jak wyblakłe niebo, które ma zaraz spuścić na ziemie ciężkie
krople deszczu. Wcale nie oszukiwał Arianne. Nie chciał by tylko
dowiedziała się prawdy. Gdyby wiedziała… nie zaufała by mu, a przecież o
te zaufanie tak walczył.
- Harry. Przecież nic jej nie zrobię na tej
domówce. – na usta szatynki wpłynął delikatny uśmiech. Chwilę później
pochyliła się nad twarzą Stylesa i spojrzała na jego oczy. – Wierzysz
mi ?
Z wolna pokiwał głową, chcąc uwierzyć.
- Dobry chłopczyk. – wsunęła rękę w jego
włosy i zmierzwiła je. Harry stał nieruchomo, kiedy ta złożyła na jego
policzku niewinnego całusa.
Usta Arianne wykrzywiły się w delikatnym
uśmiechu, kiedy siedziała po turecku na balkonie, a jej włosy mierzwił
raz po raz wiatr. Tego potrzebowała. Ocucenia przez słońce i chłodne
powiewy powietrza.
Samochody przejeżdżały przez ulice. W oknach
innych kamienic odbijały się promienie światła. Ptaki co chwila
przelatywały nad budynkami, porozumiewając się za pomocą cienkich
głosików. Z dala słychać było gwar Londynu. Samochody, klaksony,
ludzkie rozmowy, krzyki i płacz. Na niebie pojawiła się biała smuga,
prowadzona przez samolot. Arianne odprowadziła go wzrokiem dopóki nie
zniknął jej z oczu za dachem innego budynku.
- Puk, puk. – Dziewczyna nawet nie drgnęła.
Wpatrzona nadal w niebo, przycisnęła jedynie mocniej do siebie biały
notatnik. – Coś nie tak ?
Stephanie usiadła obok córki. Z miseczki wyjęła pokrojone jabłko.
- Wszystko okey. – wyszeptała brunetka.
- Wątpię, Arianne. Siedzisz w domu przed
cały dzień. Zrezygnowałaś ze spaceru. Wpadłaś do swojego pokoju .
Przez całą drogę do domu nie słuchałaś Alvina.
- Skąd…
Dziewczyna zatrzymała się w połowie pytania.
Wzrok matki był dostateczną odpowiedzią. Alvin widział więcej niż jej
się wydawało. Arianne przeniosła wzrok na kamienice naprzeciwko.
- Co zamierzasz ubrać na tę waszą imprezę ?
Stroud wzruszyła ramionami. Nie zastanawiała
się nad wyborem ubrania na domówkę. Nie wiedziała do końca co ma myśleć
o Harry’m i Abbey razem. Co jeśli on nie był zwykłym chłopcem
chodzącym do tej samej szkoły co ona ? Co jeśli jego i Abbey wiązało coś
więcej niż koleżeńskie stosunki ? Wszystko na to wskazywało.
A co Ty myślałaś ?
Ale przecież nic nie łączyło Arianne z
Harry’m, więc dlaczego przez pierwsze pół godziny samotności w swoim
pokoju wylewała łzy, na miękką poduszkę ?
- Nie myślałam nad tym. Stawiam na coś wygodnego w mojej szafie. – wybąkała dziewczyna, odkładając notatnik na parapet.
Boje się żyć .
Z powątpiewaniem biorę kolejny haust powietrza.
Z bólem patrzę na ludzi, którzy cieszą się każdą sekundą dnia.
Zasypiam dopiero, gdy organizm jest już przemęczony ciągłym płaczem.
Arianne przejechała palcem po drobnym piśmie.
Nie wierzyła, że pisała to tylko pół roku temu. Tak wiele się przecież
zmieniło. Ona się zmieniła. Candice układała swoje życie gdzieś daleko.
Alvin urósł. Stephanie i Dominic nauczyli się pomagać swoim dzieciom.
Dziewczyna przechyliła zeszyt, tak by strony
przerzuciły się na ostatni wpis. Kartka była pusta jedynie w prawym
dolnym rogu znajdował się napis.
Proszę pomóż mi uwierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz