Rozdział dziesiąty

Siedzieli naprzeciwko siebie.  Ich myśli krążyły w głowach, zderzały się, wtapiały w siebie, tworząc nowe historie, pytania i zdania, które każde z nich chciało powiedzieć drugiej osobie. Jednak siedzieli cicho, wpatrując się w tekst umieszczony w książkach. Wyglądali na pochłoniętych w czytaniu. Tylko czasami odrywali wzrok od zdań i cyfr by spojrzeć na osobę zajmującą miejsce naprzeciwko. Aż w końcu ich spojrzenia się spotkały. Mieli tyle pytań. Harry odłożył podręcznik na bok. Arianne również zatrzasnęła swój i przycisnęła go do siebie, jakby miał ją chronić.
- Nie rozumiem. – westchnął chłopak.
Szatynka spuściła głowę jakby była czemuś winna. Może właśnie była ? Jej przewrażliwienie, na niektóre sprawy, psuło relacje z jedyną osobą, której mogła się zwierzyć i zaufać.
Egoistka.
- Arianne wytłumacz mi. – zażądał twardo Harry. Chciał by wszystko było jak dawniej, a nie było. Więc co zrobił nie tak?
- To zabrzmi głupio, ale… - urwała nagle, widząc w drzwiach osobę, która spędzała jej sen z powiek tak wiele razy.
Abbey ?
- Harry. Arianne ? – uśmiechnęła się szeroko ciemnowłosa.Wyglądała jak zawsze perfekcyjnie. Nieskazitelna cera, długie rzęsy pociągnięte tuszem,  podkreślony każdy atut jej sylwetki w dopasowanych ubraniach.  – Tak coś myślałam, że was tutaj spotkam. I jesteście.
Poprawiła torbę, którą miała przewieszone przez lewe ramie. Spojrzała uważnie na nastolatków, siedzących przy stoliku.
- Coś nie tak ?
- Po prostu…
- Nie, wydaje Ci się. – przerwała Arianne, otwierając na powrót książkę. Chciała schować się za grubą okładką i nie widzieć karcącego spojrzenia swojego korepetytora.
- To dobrze, bo wiesz Harry mógłbyś mi coś wytłumaczyć.  Arianne nie pogniewasz się  ?
Abbey usiadła na krześle obok chłopaka i uśmiechnęła się, odsłaniając białe zęby.  Szatynka siedziała sztywno z książką w dłoni jakby przed chwilą połknęła kawałek kija.  Nie mogła wydobyć z siebie słowa, toteż pokiwała tylko głową i wróciła do swojej lektury.  Donnat przysunęła się bliżej chłopaka i zaczęła tłumaczyć w czym tkwi jej problem. Harry z kolei to zaciskał, to prostował palce jak gdyby nie potrafił opanować złości jaka wypisana była na jego twarzy.  Co chwila zerkał na Arianne, ale ta siedziała cały czas w jednej pozycji i nawet nie uraczyła go spojrzeniem. 
Więc co zrobił nie tak ?


- Arianne !
Po całej ulicy dało się słyszeć głośne nawoływanie.  Ludzie odwracali się i patrzyli z zachwytem na chłopaka, który uporczywie biegł za dziewczyną.
- Proszę, Arianne !
Lecz ta tylko przyspieszyła kroku,  gubiąc po drodze ołówki, które wypadły z bocznej kieszeni jej plecaka.
Jesteś głupia Arianne. Głupia. Głupia.Głupia.
Poczuła jak smukłe palce wbijają jej się w ramiona, by chwilę później te same dłonie zmusiły ją do popatrzenia w zielone oczy.
- Nie dałaś mi nawet wyjaśnić. – zaśmiał się gorzko Harry. –To było tylko przypadkowe spotkanie. Myślałaś, że pobiegłem do niej opowiedzieć o … 
Urwał nagle patrząc na jej niewinną twarz.
- Arianne zaufaj  mi.
Brwi dziewczyny ściągnęły się, a usta łapczywie nabierały powietrza do płuc.  Tak trudno było zaufać komuś bezgranicznie. Bez żadnych podejrzeń.
- Przepraszam. – spuściła głowę, zawstydzona swoim zachowaniem.


Maya zacmokała, patrząc na dziewczynę stojącą przy kasie.
- I tak chcesz iść na imprezę najpopularniejszej dziewczyny w szkole ?
Arianne na chwilę przerwała układanie kwiatów w malutkich koszyczkach, by spojrzeć na blondynkę.
- Dlaczego nie ? – wzruszyła ramionami. Dżinsy oraz koszulka z nadrukiem wydawały jej się być dobrym pomysłem.  W końcu nie zamierzała robić furory. Miała się tylko tam pojawić, a chwilę później zniknąć. Dlaczego ktoś miałby zwracać na nią uwagę ?
Maya pokręciła tylko głową.
- Arianne, odjeżdżam. – do kwiaciarni wparowała Stephanie z papierami, które przekazała Mayi. Nastolatka skinęła tylko głową i powolnym krokiem udała się na zaplecze,by ubrać kurtkę. Za oknem znowu padał deszcz.

- Buu ! – krzyknęła Candice, kiedy weszłam do pokoju. Podskoczyłam jak oparzona, piszcząc. – Ciiii! Obudzisz Alvina.
Czerwone kosmyki włosów podskakiwały, spięte gdzieś na czubku głowy. Parsknęłam śmiechem. Za każdym razem, kiedy widziałam jej czerwoną czuprynę chciało mi się płakać.
- Co Cię naszło z tymi czerwonymi włosami ?
- Zadajesz w kółko to pytanie. –przewróciła oczami Candice, po czym wrzuciła garść popcornu do ust. –Po prostu staram się być oryginalna.
Pokręciłam tylko głową, zajmując miejsce obok przyjaciółki. Przez chwile siedziałyśmy w ciszy skupiając się na filmie, jaki leciał na ekranie telewizora.
- Arianne ? –przerwała w końcu Moore.
- Tak ?
- Obiecaj, że nigdy nie pójdziesz na imprezę do Abbey.
Zastygłam w bezruchu.Tak działo się zawsze kiedy do moich myśli wpadała Abbey Donnat.
- Dlaczego miałabym iść do niej na imprezę ? Nigdy nas nie zaprosiła. A tak właściwie dziwisz się ?
- Obiecaj. –spojrzałam na idealny profil Candice.
- Obiecuje.

  Wszystko było zagłuszone przez głośne brzmienie muzyki. Ogromne głośniki ustawione w salonie i na zewnątrz w ogrodzie aż całe trzęsły się, oznaczając tym samym, że w posiadłości państwa Donnat odbywa się coroczna impreza. Obszerny salon aktualnie stał się  parkietem, to tutaj  dziewczyny wiły się przy chłopakach w erotycznych tańcach, przepełnionych pożądaniem. Na każdym z wysokich stolików stały puste szklanki i napoje. Napoje alkoholowe oczywiście.
Harry schodził właśnie ze schodów, wypatrując w tłumie jednej osoby.
- Co się stało Harry ? Nie masz towarzystwa ? – Holly, długonoga blondynka w obcisłej sukience, patrzyła na niego z dziwnymi iskierkami w oczach. Dochodziła godzina jedenasta, a ona chwiała się na nogach mimo mocnego uścisku Harolda. Schody nie były najlepszym miejscem, w którym mogłaby stać osoba odurzona alkoholem. Styles nie wiedząc co zrobić z dziewczyną, która coraz śmielej błądziła dłońmi po jego klatce piersiowej, po prostu posadził ją na jednym ze stopni i zbiegł szybko ze schodów. 
Tutaj na dole ludzie zlewali się ze sobą. Różne odcienie włosów, dziewczyny w ostrym makijażu, śmiechy i muzyka, która nęciła i zachęcała do tańca. Jak w takim tłoku miał znaleźć Arianne ?
Przez otwarte drzwi na taras, wlewało się do środka zimne powietrze i mieszało się z zapachem alkoholu. Chłopak wypadł na zewnątrz. Tutaj było już mniej ludzi, a jasne lampy ułatwiały mu dojrzenie czegokolwiek.   W końcu zobaczył Arianne. Wyglądała tak normalnie w porównaniu do innych dziewczyn. Nie miała ostrego makijażu czy krótkiej spódniczki. Stała sama przyglądając się ogrodowi, który schowany był w ciemności. Harry podszedł do niej uśmiechnięty.
- Dobry wieczór.
Dziewczyna spojrzała na niego rozkojarzonym wzrokiem.
- Harry. – wychrypiała, jej głos brzmiał jakby walczyła o każde słowo. Trzymała się mocno barierki. – Pomóż mi. 

   Arianne siedziała na wąskim łóżku w jednym z pokoi. Nie wiedziała gdzie jest i co się z nią dzieje. Ręce trzęsły jej się inie potrafiła nad nimi zapanować. Serce biło jak szalone.
Zaraz mi przejdzie.
Powtarzała w myślach raz za razem, ale nie przynosiło to żadnych efektów. Czuła jak jej ciało nie chce jej słuchać.  Bała się, że za chwilę to ono przejmie kontrolę nad wszystkim, a ona sama nie będzie mogła zapobiec swoim czynom.
- Lou pomóż mi proszę. – Harry stał po drugiej stronie pokoju i rozmawiał przez telefon.
- Słucham cię Styles.
- Jestem z Arianne w pokoju i …
- Nie wiesz co dalej robić ? Co jak co, ale każdy facet powinien wiedzieć. Pamiętasz kiedy opowiadałem ci o pszczółkach ? – Harry niemal słyszał jak na usta Tomlisona wpływa sarkastyczny uśmiech.
- Do cholery ! Ktoś jej coś podał, nawet nie wiem co się z nią dzieje.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, jakby rozłączono połączenie.
- Wiesz co to ?
- Skąd mam wiedzieć ? Co chwila dostaje drgawek.
Arianne położyła się na łóżku, była coraz to bardziej senna. Tak bardzo chciało jej się wtulić w miękkie poduszki i oddać się Morfeuszowi. Głos Harry’ego był coraz to bardziej oddalony jakby łóżko przesuwało się. Wszystko wokół falowało. Było jej tak błogo, tak cicho.
- Arianne. Nie śpij. Proszę tylko nie zasypiaj.
- Ale.. tu jest tak. – drgawki powróciły z jeszcze większą siłą, targały jej delikatnym ciałem. – Harry pomóż mi.
- Mów do mnie. Nie zasypiaj. Będę z tobą cały czas.
Chłopak ścisnął ją mocno za trzęsącą się dłoń. Arianne siedziała na łóżku i opowiadała mu o wszystkim, żeby tylko nie zasnąć.

- Chcesz coś jeszcze dodać ?
Teraz to jemu trzęsły się ręce, chciał jej coś zrobić. Uderzyć. Wstrząsnąć nią. Było mu wszystko jedno, żeby tylko zrozumiała co mogło się stać.
- Postradałaś już do końca zmysły. Ona mogła umrzeć po takiej dawce ?! Nie szanujesz w ogóle innych ludzi. – krzyczał, a głośne echo odbijało się od ścian pustego domu. W salonie czuć było odór alkoholu mimo, iż przez całą noc każde okno było otwarte. W basenie pływało wszystko co można było do niego wrzucić. Przez głowę dziewczyny przeleciał obraz, kiedy siedziała na jednym z foteli, a wokół niej falowała woda. Czuła się wtedy panią całego świata. Robiła co chciała. Rodzicie za bardzo ją kochali, żeby jakkolwiek ją ukarać.
- Abbey ! Jesteś niepoważna, nawet teraz mnie nie słuchasz!
Dziewczyna zaciągnęła na nagie uda mocniej koszulkę chłopaka,który teraz spał w jej pokoju.
- Nie gorączkuj się tak braciszku.– na jej twarz wpłynął zwycięski uśmiech.
- Nie mów tak do mnie.
- Jak to ? Przecież jesteś moim bratem.
Trzask. Harry odwrócił się za siebie.  Przy schodach stała Arianne, w swojej luźniej bluzie i jeansach.  Z jej twarzy uciekła cała krew, spierzchnięte usta rozchyliły się delikatnie, a oczy wpatrywały się na dwójkę przed nią. 
Byli rodzeństwem.
- Arianne ? – szepnął chłopak, nie wierzący, że to się naprawdę stało.  Ta drobna osoba, którą jest tak łatwo zranić już o wszystkim wiedziała. Byli rodziną. Byli i Harry dobrze wiedział, że nie może się wyprzeć własnej siostry, chociaż tak wiele złego wyrządziła. Odwrócił się do Abbey, która stała teraz uśmiechając się szeroko. Wiedziała od początku, że Stroud tam stoi. Wiedziała od początku, że Harry’emu zależy na niej.
Arianne ścisnęła głowę jakby miała jej zaraz pęknąć od nadmiaru myśli. Nie umiała poskładać wszystkiego w całość. Wiedziała tylko, że oszukali ją. Oboje. Od początku chcieli ją tylko upokorzyć. Pewnie Harry wszystko powiedział Abbey. Wszystko. Jak mogła być taka naiwna ? Dla nich była tylko zwykłym, szkolnym pośmiewiskiem.
Nie chciała tutaj zostać, chciała tylko uciec od tej fałszywej dwójki z tego fałszywego domu. 
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. – wyszeptała i już chwile później biegła do drzwi.
- Jak zawsze wyśmienicie.
Trzask. Już jej nie było. Uciekała po kamienistej ścieżce, bez butów, boso. Drobne kamyczki wbijały się jej boleśnie w stopy, ale nie zważała na to.  Jej  dom wydawał się być oddalony o milion lat świetlnych, dlatego biegła coraz szybciej. Nie wiedziała gdzie jest i do kąt biegnie. Miała tylko nadzieje, że gdzieś po drodze rozpozna swój dom, że gdzieś przed nią pojawi się ktoś, kto zaprowadzi ją do rodziców i Alvina.
- Arianne!
Dziewczyna odwróciła się. Chłodne powietrze omiotło jej sylwetkę.
- Zostaw mnie w spokoju! – krzyknęła najgłośniej jak potrafiła, a z jej gardła wydobył się szloch. Widok na wszystko zakryły łzy. Biegła, biegła wciąż i wciąż mając nadzieje, że za chwile odzyska dawną ostrość widzenia, ale niekończące się strużki wody biegły po jej policzkach.
- Wysłuchaj mnie, to nie tak! To naprawdę nie tak!
Wołał za nią łamiącym się głosem, aż w końcu stanął jak wryty patrząc jak ta upada. 

Upadam.Nie mam siły na dalszy bieg. Moje serce zwalania, uwolnione od ostatnich miligramów narkotyku jaki jeszcze przed chwilą napędzał mnie do dalszej ucieczki. Jestem taka słaba. Leże pod ciężarem prawdy. Nie jestem w stanie ściągnąć go z siebie, a to on zagniata moje płuca i nie pozwala na oddychanie. Widzę Harry’ego, który mówi do mnie. Mówi. Jego usta poruszają się, ale nie wydobywa z nich głosu. A może to ja nic nie słyszę ? Harry. To on miał mnie trzymać. Mocno trzymać za rękę. Właśnie dzisiaj ją puścił. Czuje jak po raz drugi upadam. Chodnik wysysa mnie do wnętrza ziemi, a ona zapada się i ciągnie mnie. Ciągnie mnie. Nie widzę nic oprócz czerni i bieli. Tak, wszędzie tylko czerń i biel. Harry potrząsa moim ciałem, a z jego policzków ciekną łzy. To on miał mnie prowadzić. Mocno trzymać za rękę. Patrzę na niego uśmiechającsię błogo.Walczy o mnie.Tak gorączkowo o mnie walczy, ale nie wie, że mnie już nie ma. Nie wie, że ja raz po raz upadam, by nie zaznać już nigdy cierpienia. Czuje jak moje kończyny drętwieją. Życie powoli odchodzi z każdego centymetra mojego ciała. Odchodzę, wiedząc, że już nigdy nie powiem Alvin’owi jak bardzo go kocham. Odchodzę, wiedząc, że rodzice już nigdy nie zobaczą mojego uśmiechu. Odchodzę ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę Londynu ani wchodu słońca, ani pozostałej części Europy, ani mojego pokoju. Harry odchodzę, nie walcz o mnie. Na zimny chodnik spadają krople krwi wydobyte z moich ust. Ciepła ciecz biegnie przez mój policzek, brudzi ręce chłopaka. Plamię barwą miłości wszystko dookoła. Czerwona plama miłości. Nie czuje kończyn, nie słyszę bicia mojego serca. Szarpnęło przed chwilą już po raz ostatni.  Już mnie nie będzie. Jeszcze tylko chwila. Pamiętaj Harry, choć moje serce nie pracuje to pozostaje w mim tylko jeden cal miłości. Pamiętaj Harry.Tylko jeden cal dla Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz